Czy miłość to,
czy zakochanie było
że tak boleśnie się zakończyło?
Każda kojarzy się
wyjątkowo
Jako natchnienie do
uniesienia
nad przeciętność nad
zwykłość
Co się więc dzieje że
nagle ta niby miłość
rujnuje a nie buduje
rujnuje a nie buduje
niszczy prowadząc do
zgliszczy
do rozpaczy do nienawiści
Dwa uczucia jednako mocne
Jako dwa światła dzienne
i nocne
Nie równoważą się, nie
znoszą
O zrozumienie nie proszą
A walczą z dziką
rozkoszą
O co?
O zasadność odczucia
własnego
Próżnego i
bezwzględnego
Dla człowieka drugiego
tuż obok
Im większe bywa
zakochanie (?)
Tym boleśniejsze rozstanie
Bez pożegnania innego
niż
złego.
Tak więc pytanie samo
się ciśnie
Czy zakochanie to czy
miłość była
Skora tak strasznie nas
poraniła
Z intymności odarła
okaleczyła
Rozczarowała złamała
Na łzy skazała?