Trud pochylenia się nad innymi
Zamoknięte i ostatnie już liście
wiszą na drzewach
Jeszcze nie wierzą że nadszedł ich
czas i żegnać się trzeba
Jeszcze złudzeniem się karmią , ku
słońcu się garną, i trwają
Czegoś co pozwoli im trwać jeszcze po ostateczność
Nie chcą umierać, ani zaniknąć na
wieczność…
Jak to dziwnie jest w naturze,
przyznam że sama się burzę
Na nieuchronność tak bezlitosną
wobec każdego stworzenia
Że tak niewiele masz możliwości i opcji samostanowienia
Tak względem siebie, jak też
względem innego bliźniego
Któremu nieraz chętnie nieba uchyliłbyś w chwili..
Ostatecznego zagrożenia...
. . . . . . . .
Zaczaiła się śmierć na przydrożu
Nie chce się zmęczyć, przyczajona
czeka…
Na wędrowca, na nieuważnego dla
siebie człowieka
Opuszczonego zagubionego i
strwożonego, na takiego
Co stracił w drodze nadzieję, zrezygnowanego...
Przystań wędrowcze, zatrzymaj się choćby na chwilę…
Ocknij, rozejrzyj się wkoło, zobacz
że masz przyjaciół tuż obok
I oni zrobią wszystko, by ci już
nigdy nie było smutno ni przykro
Takich przyjaciół bardzo nam
wszystkim potrzeba od zaraz
Chcieć innym pomagać to powołanie boskie, nie kara...
Czujesz się takim życzliwym dla innych
człowiekiem ...?
Czy masz dość siły? aby nad drugim
się jeszcze pochylić?
A może patrzysz siebie ogarnąć i
utknąć w wygodzie
Z okaleczonym sumieniem własnym - ale w zgodzie.
Jesienne melancholie różne miewają oblicza...
Listopad nastraja wyjątkowo, pozwala pochylić się nad różnymi sprawami własnymi, ale też naszych przyjaciół.. I jeśli tak jest - to jest dobrze. Mnie do życia zawsze potrzebna jest nieograniczona przestrzeń, a z tym akurat bardzo różnie bywa.... Pozdrawiam serdecznie - Majka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz